Administrator
Rynek w Disse. Często odwiedzany, uwielbiany przez wielu mieszkańców Republiki.
Offline
Użytkownik
Disse.
Kolejny przystanek na drodze ku stolicy sąsiadującego z nim państwa. Nie imperium, nie, nie, Republika już dawno przestała nim być... wraz z pojawieniem się na tronie tego północnego bękarta. W sumie ten północny bękart jakoś specjalnie by mu nie przeszkadzał, gdyby nie próbował dobierać się do wszechpotężnej Aetsji!
Sieńce niełatwo jest przyznać, że czuje swego rodzaju wyrzuty sumienia z powodu tego, co zaszło kilka godzin temu. Z całych sił próbuje stłumić tłoczące się do mózgu pytania o zdrowie, o życie, o to co dalej będzie z Lennainką. Nie powinna go obchodzić, nie powinien w ogóle o niej myśleć. Nielitościwa moralności!
Czy przeżyła? Nie pamięta, gdzie wycelował, gdzie pojawiła się rana. Jest pod dobrą opieką... tak, zapewne. Nie będzie go więcej dręczyła, chyba że pomknie jego szlakiem. Donieść na nią?
Nie. To śmieszne i żałosne, a w dodatku zupełnie nie przystoi osobie pobocznej. Skarżąc się na przewodniczkę Traperów, jednoznacznie wskazałby stanowisko Aetsji wobec wojny, a do tego, jak na razie, nie wolno mu dopuścić.
Ukochany wierzchowiec spokojnym, miarowym stępem kroczy po tonących w nocnej ciemności uliczkach. Wszystko zdaje się tak ciche i spokojne - poza rozedrganym sumieniem Sieńki.
Czego się dowiedział? Och, wielu rzeczy. Traperka nawet nie wie, ile zdołała mu powiedzieć.
Offline
Użytkownik
Noc. Ciemność. Cóż, Julia nie przepada za ciemnością, ale czasem po prostu trzeba podróżować w nocy. Szczególnie, jeśli nie jest się całkowicie bezpiecznym.
Zaraz... Ktoś jeszcze tutaj jest. Ktoś znany. Ktoś, kto budzi w Julii najgorsze uczucia.
Siemen Orielowicz.
Traperka nie zastanawia się długo. Dobywa pistoletu, celuje i strzela. W mig chowa się w najbliższym zaułku.
Offline
Użytkownik
Cisza, pustka, spokojna noc, niknące w mroku gwiazdy. Huk, ból, rozlewające się po ciele gorąco. Sieńka nie może utrzymać równowagi, spada z konia na plecy, cudem chyba tylko nie łamiąc sobie czaszki i kręgosłupa. Odruchowo chwyta się za zranione miejsce, czując pod palcami parzące ciepło. Obraz jakby nieco się rozmazuje, w uszach narasta ogłuszający szum, nie słychać już niczego oprócz przepełnionego przerażeniem rżenia konia. Młody mężczyzna zwija swoje członki do pozycji embrionalnej, kurczowo zaciskając dłonie gdzieś w okolicy żołądka. Z gardła dobywa się zmieszane ze szlochem charczenie.
To dziwne, ale ból ustaje. Adrenalina? Endorfiny? Bojar raczej nie zna podobnych słów, a jednak niejasno zdaje sobie sprawę z tego, że organizm w naturalny sposób broni się przed tak silnym bodźcem. Na przekór doznaniom nerwowym, w szeroko rozwartych oczach stają łzy. Przed nimi z przeraźliwym świstem przebiega siedemnaście lat jego krótkiego życia: wczesne dzieciństwo, edukacja ojca, szyderstwa brata, służba na dworze carskim, wyjazd, Traperka, jej towarzysze, strzał, krew, ucieczka, strzał, krew, ból. Czy to właśnie jest umieranie? Takie... typowe z tymi wspomnieniami. Chyba zasugerował się książkami.
Kto strzelił? Dlaczego? W sumie teraz to już nieistotne. Zawiódł cara, a przede wszystkim swoją rodzinę, skazał ją na wieczne pohańbienie. Jeśli nawet ojciec znajdzie jego ciało i je zakopie, braciszek niewątpliwie z satysfakcją zbezcześci mogiłę i wyda je na pastwę psom. Władca oficjalnie uzna ród za niegodny szlachectwa, sąsiedzi oplują i zhańbią herb...
Boże, daj mi przeżyć. Zdrowaś Mario... Ocalcie mnie, Niebiosa, bo jestem ostatnią nadzieją Orielowiczów... Zdrowaś Mario... Nie daj mi umrzeć, nie mogę teraz. Mario, Mario, ratuj, wstaw się... teraz i w godzinę śmierci... amen.
To głupie i niehonorowe. Otrzymać skrytobójczy strzał, nawet nie patrząc w oczy mordercy, nawet nie znając jego tożsamości. Nie był u spowiedzi... nie przypuszczał, że umrze tak szybko. Miał znaleźć konfesjonał w stolicy.
Czy tak umierają najwięksi władcy? Ofiary zamachu, ha - niechże i tak będzie, jeśli ma zginąć śmiercią godną księcia, króla czy cara... jeśli na to zasłużył i nie odbije się to negatywnie na jego wsi.
Chłopi będą mieli innego pana, obniży to ich standard życia - bez wątpienia! Bo kto by traktował ich lepiej niż jego ojciec? Eloi, Eloi... Nie, to na nic.
Tak skończy. Znikąd nie przyjdzie ratunek.
Offline
Użytkownik
- Zwariowałaś... - szepcze do Julii - Teraz już przed sądem nie uciekniesz...
Nie warto dyskutować. Trzeba działać.
Podbiega do leżącego. W mig rozpoznaje w nim Siemena. Wyciąga z torby bandaże, szybko robi opatrunek...
Boże, ile krwi...
Nie ma jednak czasu na rozmyślanie. Bandażuje ranę.
Offline
Użytkownik
Coś ciepłego, gęstego i kleistego wdziera się przez gardło do jamy ustnej, napełniając ją ostrym, metalicznym smakiem. Naturalnym odruchem Aetyjczyk usiłuje pozbyć się cieczy przez wyplucie jej, jednak współdziałający z tym daremnym wysiłkiem kaszel, ból i coraz więcej krwi wypełniającej pierwszy element układu pokarmowego sprawiają tylko, że fala nudności przybiera na sile dostatecznie, by wyzwolić z żołądka całą jego zawartość. Sieńka przestaje orientować się w sytuacji, skupiony na utrzymaniu trzewi w ryzach i uspokojeniu rozedrganego ciała.
Niech to się skończy, niech to się skończy... mężczyzna ledwie odczuwa obcy dotyk na swojej skórze. Jest delikatny, ale stanowczy, niesie ze sobą równocześnie cierpienie i ukojenie. Co to takiego? Wszystko jedno. Po prostu niech to się skończy.
Offline
Użytkownik
- I co, panie szlachcic? - syczy bezczelnie, podchodząc do leżącego. - Teraz już widzisz, jak się kończy zadzieranie z Traperami.
Cóż, za kilkanaście minut będzie go miała z głowy. Nie będzie mógł donieść Eldrenowi i Wasylewiczowi. A Traperka będzie wolna. Żaden sąd jej nie dogoni.
Offline
Użytkownik
Sieńka nie może być przytomny. Z pewnością jego umysł nie znajduje się w pełni świadomości, zaczyna odpływać i żyć naturalnymi instynktami obronnymi. To nieprawdopodobne, żeby zastanawiał się nad tym, co robi, żeby logicznie rozumował i dostosowywał reakcje organizmu do wysnutych wniosków.
Bo czy gdyby jeszcze utrzymywał kontakt z rzeczywistością, czy pozwoliłby oczom na przybranie błagalnego wyrazu, czy wypuściłby z nich kilka przesyconych strachem łez?
Nie. Mężczyzna nawet nie rozpoznaje stojącej nad nim Traperki, nie bardzo wie, co dzieje się z nim samym, potrafi tylko leżeć nieruchomo i wpatrywać się w panią jego życia i śmierci.
- Pomogitie... - szepcze bezwiednie.
Offline
Użytkownik
- Pomóc ci? Ja się na leczeniu nie znam. - mówi, uśmiechając się złośliwie. Po krótkiej chwili dobywa sztyletu. - Ale w cierpieniach ci mogę ulżyć - syczy, wymachując ostrzem przed oczami Aetyjczyka. Jeszcze go nie dobije. Jeszcze.
Offline
Użytkownik
Co ona trzyma w dłoni? Czy to lekarstwo? Uśmierzy jego ból? Bóg chyba ją zesłał, chwała Mu za to. Pomimo widocznej zmiany w jego odczuciach, twarz Sieńki pozostaje niewzruszona. Młodzieniec po prostu nie pamięta, jak poruszyć jakimkolwiek mięśniem. Dziw, że aż tak szybko to postępuje...
Offline
Użytkownik
- Lekarstwo? Żartujesz sobie? - wybucha głośnym śmiechem. - Naprawdę się nie domyślasz, co chcę zrobić z takim prostakiem jak ty? - pyta, wciąż obracając w palcach nóż. - Jakie będą twe ostatnie słowa?
Offline
Użytkownik
Zamyka oczy, nie rozumiejąc już kompletnie nic. To nie lekarstwo? A więc co? Kim ona jest, czy go zna? Chce mu udzielić pomocy czy skrzywdzić?
Pomyśli rano, kiedy się trochę zdrzemnie. Brzuch już nie boli, jedynie czuć w nim lekkie mrowienie. Nerwy słabną, mózg pracuje na zwolnionych obrotach, receptory kompletnie ignorują swoje obowiązki. Pora... spać.
Kim ona jest?
Lekko rozchyla powieki, próbując skupić wzrok na twarzy panny.
- Radij - z trudem wykrztusza imię, które cały czas dręczy jego podświadomość. - Radij, eta nie moja pridiratsja. Iz... iz...
Z jego gardła zamiast słów wydobywa się już tylko charkot. W ustach na powrót pojawia się mdlący smak krwi.
Offline
Użytkownik
Zastanawia się przez dłuższą chwilę. Cholera, nie zostawi go tutaj. Ma jeszcze resztki ludzkich uczuć.
- Nic nikomu nie powiesz, albo nie będę już tak miła - oznajmia, po czym bierze rannego na ramiona. Przemierza rynek w poszukiwaniu jakiegokolwiek noclegu. Znajduje. Rozwala mocnym kopnięciem drzwi jakiejś karczmy i kładzie Siemena na ławie.
Offline
Użytkownik
Niech to szlag - znowu zgubił trop! Czy naprawdę jedynym wyjściem z tej sytuacji będzie wypytywanie poszczególnych świadków, w których wspomnieniach znajduje się twarz Sieńki? To za bardzo zwraca uwagę, robi się podejrzane...
Szczeniak jest blisko, to jasne. Ciekawe czy ten strzał, który Radij słyszał jeszcze przekraczając bramy miasta, wycelowano w braciszka. Niby mało prawdopodobny zbieg okoliczności, ale wziąwszy pod uwagę jego "zręczność"...
Zmęczony drogą Radij wstrzymuje konia, by zagadnąć jakiegoś łyka o najbliższą stajnię, do której mógłby zaprowadzić zwierzę. Uzyskawszy w miarę precyzyjną odpowiedź, z wolna kieruje się we wskazaną stronę, intensywnie przy tym myśląc o bracie. Gdzie go wywiało?
Offline
Użytkownik
- Ratujcie, kto w Boga wierzy! - wrzeszczy z panicznym strachem. Nie chce mieć kolejnego posła na sumieniu... Jeśli ktoś by się dowiedział, nie uciekłaby przed sądem, stosem, śmiercią...
Chwila, ktoś jeszcze tu jest...
- Znasz się na leczeniu? - pyta nerwowo jakiegoś podróżnika. Zapewne gość jest Aetyjczykiem, sądząc po wyglądzie... Cóż, trzeba zaufać, jak nikogo innego nie ma w pobliżu.
Offline
Użytkownik
Ledwie zdołał odprowadzić konia i zapłacić parobkowi, a już ktoś go woła i... prosi o pomoc? Radij nadstawia uszu, próbując zrozumieć obcy język. Podobny do aetyjskiego, zapewne lennaiński lub stemmiński. Czasem naprawdę trudno to odróżnić.
Rozgląda się w poszukiwaniu źródła dźwięku, aż wreszcie jego wzrok natrafia na niewyraźną, skrytą w ciemności, ale z pewnością kobiecą sylwetkę. Dama w opresji, wzorem rycerza z etosów minionych wieków wypadałoby ją "ocalić".
Na leczeniu zna się jednak tylko w niewielkim stopniu, wie tyle tylko, ile zdołał opanować podczas wojny, opatrując rannych współtowarzyszy broni.
- Medykiem ni znachorem nie jestem - odpowiada, powoli i starannie dobierając słowa, modląc się, żeby dobrze rozpoznał język. - Cóże się stało, waćpani... waćpanno?
Offline
Użytkownik
- Nie o mnie chodzi, jeno o tego Aetyjczyka... Nie wiem, czy minutę jeszcze pociągnie... - rozpacza, zupełnie tracąc kontrolę nad tym, co mówi. - Wybacz mi, Siemenie... Wybacz mi, Boże Wszechmogący...
Offline
Użytkownik
Radij niczym nie daje po sobie poznać, że na dźwięk imienia brata aż zakręciło mu się w głowie. Czy to możliwe, żeby właśnie o nim mówiła napotkana osóbka? Bo to jeden Siemen na świecie... ale mimo wszystko, to byłby zbyt duży zbieg okoliczności: to miasto, to miano, ten talent do pakowania się w kłopoty. Cóż, nie zaszkodzi sprawdzić.
Nie okazując zainteresowania tożsamością poszkodowanego, mężczyzna pośpiesznym krokiem zbliża się do rozmówczyni.
- Opodal leży? Cóż z nim? - dopytuje w marszu, jak na wzorowego altruistę przystało. To chyba naturalne, próbować rozeznać się w sytuacji, skoro chce się pomóc.
A jeśli to pułapka? Szabla bezpiecznie spoczywa, zatknięta za pasem. Trucizna za pazuchą. Parę naboi też się gdzieś znajdzie.
- Waćpanna niech mówi, ja słucham. Pójdźmy, ino żwawo...
Offline
Użytkownik
- W tej karczmie - mówi, wskazując otwarte drzwi. - Bądź miłościw, mnie, grzesznej... - szepcze dosyć głośno. Nowy gość mógłby to usłyszeć... Nie, trzeba komuś wreszcie zaufać. Biegnie do karczmy, wskazując drogę Aetyjczykowi.
Offline
Użytkownik
Radij nieznacznie marszczy brwi, próbując zrozumieć dziwne zachowanie dziewczyny. W świetle dochodzącym z karczmy teoretycznie mógłby się jej przyjrzeć, jednak brakuje na to czasu. Rejestruje tylko strój zdradzający przynależność do Traperów, drobną posturę i krótkie, ciemne włosy.
Dlaczego ona ciągle się modli? W czymś zawiniła?
Przekracza próg izby, rozglądając się za znajomą twarzą. Serce znów podskakuje mu w piersi na widok młodszego brata, którego na tak długo spuścił z oczu.
No, no, Sienieczko, witaj z powrotem.
Offline